Arszenik i stare koronki

Czy kiedykolwiek zdarzyło Wam się trafić na sztukę teatralną ‘Arszenik i stare koronki’? Wystawiano ją wielokrotnie na deskach teatralnych, a także filmowano.
Znam amerykańską ekranizację przedstawienia z 1944 r. Pierwszy raz obejrzałam ją dawno temu w telewizji, a po latach, ku mej radości znalazłam ją na jednym z popularnych, filmowych portali internetowych. Pomimo, iż dobrze znam całe przedstawienie i wiem, co się zdarzy, do dziś bawi mnie i momentami nieco straszy. Czarna komedia. Do tego hmm… czarno-biała.

Główny bohater, Mortimer Brewster, krytyk teatralny i do niedawna zagorzały przeciwnik stanu małżeńskiego, uważający, że śluby, przysięgi, wyprawy nad Niagarę to czysta fanaberia i bezsens, poznaje uroczą Elaine Harper i zakochuje się w niej. Kobieta jest córką mieszkającego po sąsiedzku pastora. Młodą parę zastajemy w urzędzie stanu cywilnego, gdzie Mortimer usilnie próbuje nie rzucać się w oczy, by przypadkiem gazety nie podchwycił sensacji. Zatwardziały krytyk stanu małżeńskiego bierze ślub! To byłaby gratka dla niejednego pisma!
Przez cały spektakl możemy śledzić losy głównego bohatera i jego ukochanej. Poznajemy także jego rodzinę – cioteczki Abby i Marthę oraz brata Teddy’ego, cierpiącego na chorobę psychiczną. Akcja zaczyna nabierać rozpędu, gdy w domu sióstr Brewster pojawia się Johnny - niegodziwy brat Mortimera. Do tego okazuje się, że cioteczki wcale nie są niewinnymi, starszymi paniami. Mają swoją mroczną tajemnicę...  
Odniosę się nieco do tytułu sztuki. Arszenik, jest znaną już od starożytności trucizną. Niewielka jego ilość jest zabójcza dla organizmów żywych. Ze względu na skuteczność oraz łatwość stosowania, nie wymagającą użycia siły fizycznej, uznawano go za typowo kobiecą metodę eliminacji niepożądanych osobników. Nie ma zapachu i smaku, stąd do pewnego czasu stanowił praktycznie niewykrywalne ‘narzędzie zbrodni’.   

Już na wstępie, od wyświetlenia tytułu, widz zostaje poinformowany, że motywem przewodnim inscenizacji będzie ta właśnie trucizna. Poznając zaś ‘cioteczki’ momentalnie kojarzy, że to one są sprawczyniami. Karty odkryte. Przez cały film mistrzowsko towarzyszy nam schematycznie popełniana przez staruszki zbrodnia doskonała. Ten sam ‘modus operandi’’* do tego wyborny w smaku.
„Do 4 litrów wina z czarnego bzu dodaję łyżeczkę arszeniku, pół łyżeczki strychniny i szczyptę cyjanku.
Mieszanka wybuchowa – ciocie chórem z uśmiechem od ucha do ucha potwierdziły, że tak”. 

Film jest dostępny w wersji z lektorem. Mnie, sztuka w filmowej adaptacji i (nie ukrywajmy) po prostu stara, bardzo przypadła do gustu. Momentami zaskakuje, jeśli chodzi o zmienność akcji. Powoduje, że od pierwszych minut śmieję się do łez, szczególnie na fragmentach, w których wspomina o wspaniałej miksturze lub gdy biedny Mortimer dowiaduje się, że jego ciocie nie są tak święte jak dotąd sądził. 

Dodam, że zachwyca mnie wysublimowana gra aktorska, urokliwa i drobiazgowa scenografia, przepiękne kostiumy oddające realia epoki, w których uwagę przykuwa zabawna kolekcja meloników. Oglądając czujesz delikatny zapach lawendowych kulek na mole i kojarzysz z pobytem u przemiłej prababci. A po chwili zaczynasz zastanawiać się, czy Twoja prababcia przypadkiem nie posiadała w domu dużej skrzyni na ubrania i czy te lawendowe woreczki zapachowe miały służyć faktycznie przeciw molom czy raczej by nie odnaleźć w trupa w szafie…

Jeśli lubisz czarne komedie to adaptacja trafia w sedno. Natomiast zakładając, że nie znasz tego gatunku, starsze panie i trucizna stanowią doskonały sposób na zapoznanie się z tym typem filmów. A przy okazji na dodanie ‘nieśmiertelnego klasyka’ do listy ulubionych. 

Oglądając “Arszenik…’ po raz pierwszy, z pewnością odczujesz specyficzny niepokój, przełamywany stopniowo doskonałym humorem sytuacyjnym. Są momenty mroczne, podkreślane muzyką, dodatkowo budującą napięcie. Akcja z każdym ujęciem coraz bardziej wciąga. I mimo, iż jest to film z ubiegłego wieku to nadal potrafi rozśmieszyć, podtrzymać ciekawość widza. Momentami czujesz ciarki przebiegające po plecach, które wywołują skojarzenia z filmami Hitchcocka. Po czym łagodnie przechodzisz do fragmentów okraszonych zabawnymi dialogami i ciętymi ripostami bohaterów. Oglądając zadajesz sobie w myślach pytania: Jak ta scena się kończy? Czy bohater przeżyje? Czy Mortimer z Elaine będą szczęśliwi? Czy morderstwa wyjdą na jaw? 

Polecam “Arszenik i stare koronki’ także ze względu na bardzo dobrą obsadę. Cary Grant – wcielający się w rolę Mortimera - ówczesna ikona popkultury, przystojny nawet dla współczesnych kobiet, wówczas już doświadczony aktor z ogromnym dorobkiem filmowym na koncie. Jego mimika doskonale podkreśla humorystyczne momenty filmu. Z ciekawostek znalezionych na Wikipedii - Cary Grant całą gażę otrzymaną za ‘Arszenik…’, wynoszącą 100 tys. dolarów przeznaczył na fundację wspierającą ofiary II wojny światowej. W filmie uwagę moją uwagę przykuł także Jack Carson odgrywający w tym filmie rolę policjanta - znany też z m.in. z cyklu ‘Alfred Hitchcock przedstawia’. A do tego Josephine Hull wcielająca się w jedną z demonicznych cioteczek, laureatka Oscara i Złotego Globu. Raymond Massey wcielający się tu w postać Johnny'ego, grał także w kultowym swego czasu filmie pt. Dr. Kildare. Peter Lorre w “Arszeniku” grający postać doktorka znany był również z takich filmów jak: ‘Casablanca’, ‘80 dni dookoła świata’ czy też również słynna seria z Alfredem Hitchcockiem. Priscilla Lane, grająca tutaj piękną Elaine, zagrała również w kilku filmach m.in w ‘Bodyguard’. Oczywiście wiele aktorów zagrało w tym filmie, część role pierwszoplanowe, inni drugoplanowe lub epizody. Jednak patrząc na doborową obsadę “Arszeniku” oraz tego jaki jest film polecam go z czystym sumieniem. 

Dawne filmy mają swój urok. To zasługa bogactwa języka, długości pojedynczych scen, nie-oczywistości scenariusza. Są przeciwieństwem dzisiejszego szybkiego tempa, przeskakiwania pomiędzy obrazami, płytkości intryg, prostoty dialogów, które obserwujemy w prawie każdej popularnej produkcji. Oglądając filmy uznawane już dzisiaj za klasyczne zyskujemy możliwość zastanowienia się, przemyślenia, przeżycia emocji. I mimo, że obraz wydaje się stareńki, pozostawia w nas niezapomnianą cząstkę, do której z chęcią się powraca. Moim zdaniem wiele klasycznych filmów ma przesłanie, którego brakuje w obecnych produkcjach. 

Maria Czajkowska

*modus operandi - łac. sposób działania 

Link do filmu: https://www.cda.pl/video/474830b2  

A jeśli ktoś woli jeszcze trochę poczytać to ciekawostki o arszeniku możecie znaleźć tutaj: https://www.focus.pl/artykul/upadek-krolowej-trucizn 


Komentarze

  1. Najlepszy film jaki dotąd miałam okazję oglądać nie licząc sławnych filmów z Hitchcockiem. Kocham tą nutkę napięcia w muzyce, obrazie w każdym momencie oglądania "Arszenik i stare koronki" do tego doborowa obsada zrobiła swoje. Polecam do obejrzenia nawet tym, którzy nie przepadają za czarną komedią, czy starymi filmami.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz